45. Strażnik

Już od bardzo dawna słyszę wiele ciepłych słów o Paulinie Hendel, której seria "Żniwiarz" zachwyca naprawdę olbrzymie grono czytelników. Sama na tą książkę polowałam od dłuższego czasu, jednak w dalszym ciągu nie wpadła w moje ręce, nad czym bardzo ubolewam, jednak niedawno wydawnictwo We need Ya wysłało mi pierwszy tom debiutanckiej serii tej autorki, czyli "Strażnika" za którego lekturę z przyjemnością się zabrałam.

Wyobraźcie sobie współczesny świat, w którym niespodziewanie i całkowicie znienacka następuje apokalipsa. Zero elektryczności, brak technologii, na świecie wybuchają zarazy i epidemie które dziesiątkują ludzkość. Ale to nie wszystko. Z lasów wychodzą potwory, o których do tej pory słyszeliśmy tylko w bajkach i które stają się najgorszym koszmarem. Właśnie w takim świecie budzi się Hubert, nie wiedząc kim jest, gdzie się znajduje, ani co się stało, a jego ostatnie wspomnienie pochodzi sprzed 7 lat. Z dnia w którym rozpoczął się koniec świata.

"W cywilizacji ludzie czuli się bezpieczni, wszystko miało wytłumaczenie."

Jak więc widzicie, zapowiedź jest naprawdę zachęcająca i przyznam, że sięgałam po tą książkę ze sporą dozą oczekiwań, którym niestety  ta powieść w moich oczach nie sprostała. Główną wadą tej pozycji w moim przekonaniu jest główny bohater, czyli Hubert, który przez większość książki wydawał mi się po prostu napakowanym, dziecinnym, głupcem. Wiele osób go broni, jako że jego umysł należy do niedojrzałego chłopca, który znajduje się w ciele dorosłego, dojrzałego mężczyzny. Ale to w rzeczywistości nie jest dla mnie problemem. Drażni mnie jego nieumiejętność przystosowania się do nowej sytuacji i zarozumiałość, które pokazuje niemal na każdym kroku, przynajmniej z początku. Wywyższa się ponad pozostałych bohaterów, mimo że nie ma pojęcia o świecie który go otacza i zamiast próbować się czegoś dowiedzieć zachowuje się jak małe, rozkapryszone dziecko. Oczywiście można go bronić i możliwe, że nie każdy odbierze postać Huberta w podobny sposób, jednak mnie osobiście niesamowicie drażnił. No, przynajmniej do połowy książki, ponieważ im więcej czasu spędziłam z tym bohaterem, tym więcej zyskiwał w moich oczach stając się dojrzałym inteligentnym mężczyzną, wciąż co prawda nieco głupawym, jednak już nie w ten irytujący sposób. W podobny sposób, rozwinęła się również akcja, z początku nieco nudna, z czasem zaczęła nabierać tępa i zaskakiwać kolejnymi zwrotami akcji i pojawianiem się kolejnych potworów.

"Musimy zachować z cywilizacji wszystko to, co dobre, żeby nie oszaleć i nie zdziczeć w tym zwariowanym świecie. Każdy szczegół jest ważny, by zachować człowieczeństwo."

I chyba właśnie potwory ostatecznie przekonały mnie do tej książki, ponieważ nadały jej wiele mroku i wywoływały niepokój, dzięki czemu w końcu zaczęłam cokolwiek odczuwać przy lekturze tej pozycji. Wszystkie wątki związane ze słowiańskimi stworami wywoływały u mnie niesamowita ekscytacje i sprawiały, że nie mogłam się wręcz oderwać od kolejnych stron. Niestety również ten motyw, rozpoczął się zdecydowanie za późno, bo choć demony były wspomniane już na samym początku, to naprawdę pojawiają się dopiero w połowie książki, nadając jej rozpędu, którego potrzebowała.

"Zabawne, kiedyś, gdy był jeszcze internet, mieliśmy tak łatwy dostęp do wiedzy, wiadomości. Teraz szykujemy się niczym na wojnę, idąc po jedną książkę do biblioteki."

Jednym z niewątpliwych plusów tej powieści, jest z pewnością pomysł, jednak jak doskonale wiadomo, nie zawsze autorowi udaje się go odpowiednio zrealizować. Na całe szczęście, Paulina Hendel podołała zadaniu które przed sobą postawiła, w niezwykły sposób oddając realia czasów w które wepchnęła swoich bohaterów. Problemy ludzi zamieszkujących świat bez cywilizacji, świat którego nie potrafimy sobie tak naprawdę wyobrazić w dobie internetu, jest brutalny i prawdziwy, a autorka w doskonały sposób poradziła sobie z jego przedstawianiem, ukazaniem różnic i problemów, jakie spotykają społeczeństwo "cofnięte" technologicznie. A choć stylistycznie powieść nie zawsze była idealna, można podejść do tego z przymrużeniem oka, szczególnie jeśli ma się świadomość, że "Strażnik" był debiutem autorki.

"W tych czasach trzeba było dbać o siebie i swoich bliskich. O nikogo więcej. Nauczyli się już, że obcym nie należy ufać."

Przy wyrażaniu opinii o tej powieści należy również zaznaczyć, prawdopodobnie jej największy plus którym jest zakończenie. Zaskakujące i zapierające dech w piersiach, po którym czytelnik czuje natychmiastową potrzebę lektury kolejnego tomu. Autorka stopniowo budowała napięcie, by na sam koniec zrzucić na czytelnika prawdziwą bombę, po której nie można się pozbierać i o której nie da się zapomnieć i jest to z pewnością właśnie ten fragment, który zrobił na mnie największe wrażenie i sprawił, że na bardzo długi czas nie zapomnę tej książki.

Na sam koniec, odpowiem na pytanie, "Czy warto było w końcu zapoznać się z twórczością Pauliny Hendel?" Cóż, nie jestem pewna. Nie da się "Strażnikowi" odmówić, że posiadał sporą ilość zalet, jak choćby ciekawy pomysł, wykreowany świat i motyw słowiańskich demonów, nie wspominając o zakończeniu, ale prawda jest jednak taka, że nie jestem zbyt wielką fanką tej pozycji. Za bardzo raziła mnie postać głównego bohatera, bym mogła się cieszyć lekturą tej książki, a ponadto akcja rozwijała się bardzo długo i choć jestem świadoma potrzeby przedstawienia wykreowanego świata, uważam, że można to było połączyć z większą ilością akcji. Jednak jeżeli chcecie sami się przekonać jaka jest ta książka, zróbcie to, ale jeśli nie jesteście przekonani, zapomnijcie o tej pozycji i wybierzcie dla siebie coś innego.

Autor: Paulina Hendel
Wydawnictwo: We need ya
Ilość stron: 360
Ocena: 6/10

Komentarze