53. Cień i kość

Po fantastycznym, pierwszym spotkaniu z Leigh Bardugo, jakim okazała się dla mnie lektura "Szóstki wron" pomyślałam, że zanim sięgnę po "Królestwo kanciarzy", dobrze byłoby zapoznać się z trylogią Grisza, która zapoczątkowała całe to uniwersum. Był to również moment, kiedy na rynku wydawniczym pojawiło się wznowione wydanie tej właśnie trylogii w przepięknych okładkach, a jako okładkowa sroka nie mogłam przejść obok nich obojętnie i od razu kupiłam pierwszy tom, niemal natychmiastowo zabierając się za lekturę

"Problem z pragnieniem polega na tym, że przez nie jesteśmy słabi."

Alina Starkov to żołnierka, która wie, że może nie przeżyć wyprawy przez Fałdę Cienia - połać nienaturalnego mroku zamieszkałą przez przerażające potwory. Kiedy w czasie przeprawy załoga zostaje zaatakowana, Alina niespodziewanie wyzwala w sobie moc, o istnieniu której nie miała pojęcia, a która może na zawsze rozproszyć mrok i zjednoczyć pogrążone w chaosie wojny państwo. Niespodziewanie trafia na dwór i rozpoczyna szkolenie jako jedna z Grisz, próbując zapanować nad swoją mocą i nie dać się wciągnąć w dworskie intrygi, nie jest to jednak takie proste kiedy jej serce kradnie tajemniczy i pociągający dowódca armii, Darkling, który wyzwala w Alinie moc, tak zupełnie różną od jego własnej.

"Nie miałam pojęcia, co czeka mnie w przyszłości ani co czeka mnie na końcu tej wyczerpującej podróży, a mimo to nie czułam się nieszczęśliwa. Całe życie byłam samotna, lecz nigdy do tej pory nie byłam sama, i okazało się, że nie jest to nawet w połowie tak straszne, jak sobie wyobrażałam."

Po cudownej "Szóstce wron" miałam naprawdę olbrzymie oczekiwania co do "Cienia i kości", choć po przeczytaniu wielu opinii przygotowałam się że nie będzie ona aż tak dobra, była bowiem debiutem Bardugo. Niestety, pomimo zaniżonych oczekiwań, książka i tak mnie rozczarowała. Oczywiście pierwszą cechą tej książki jest język, ale on akurat mnie nie zaskoczył w aż tak olbrzymim stopniu, jako że, jak już zresztą wspomniałam, byłam przygotowana że będzie on gorszy, jako że autorka nie miała może jeszcze szansy się wyrobić. I choć faktycznie brakowało mu polotu który jest doskonale widoczny w "Szóstce wron", nie był zły i nie stanowił dla mnie większego problemu. Gorzej jednak zaczęło się robić, gdy przyjrzymy się bohaterom.

"Uczyń mnie swoim złoczyńcą."

Nie polubiłam bowiem nikogo. Dosłownie nikogo, spośród sporej gamy postaci, którą przedstawiła mi autorka i im dłużej męczyłam się nad lekturą, tym bardziej wszyscy zaczynali mnie irytować. Przede wszystkim Alina, ale również Darkling, co do którego miałam naprawdę spore oczekiwania, bowiem wiele znanych mi osób zachwycało się jego postacią, ja jednak nie potrafiłam zrozumieć co takiego w nim widzą, ponieważ był zwyczajnie nudny i przewidywalny. Co do samej Aliny, dawno już nie zdarzyło mi się spotkać w literaturze postaci tak naiwnej i głupiutkiej jak ona i przez większą część książki miałam ochotę nią potrząsnąć i krzyknąć, żeby w końcu przestałą być taką ciamajdowatą kluską. I nie zrozumcie mnie źle, są bohaterowie tego typu, których lubię i nie mam nic przeciwko takiemu typowi bohatera, Alina jednak do lubianego przeze mnie grona z pewnością nie należy.

"Choć bardzo mi go brakowało, nie mogłam znieść, by się dowiedział, że do mojego nowego życia pasuję tak samo źle jak do starego."

Inną dość znaczącą wadą tej pozycji jest również tempo akcji. Historia zaczynała się naprawdę dobrze, z dużą siłą i zapowiadając zawrotną akcję. Niestety bardzo szybko wszystko wręcz boleśnie zwolniło i to do takiego stopnia, że ledwo byłam w stanie zmusić się do czytania tej książki, bo najzwyczajniej w świecie mnie nudziła, a jej lektura wlokła się godzinami. Po początkowej akcji, następne ciekawe wydarzenia miały miejsce dopiero na ostatnich 50 stronach, a wszystko co było pomiędzy zlało się w mojej głowie w monotonną gadaninę natychmiast powodując, że jedynym o czym marzyłam była drzemka. A to najgorsze co może robić książka, szczególnie tak popularna i powszechnie zachwalana.

"Przepraszam, że tak długo cię nie widziałem, Alino. Ale teraz cię widzę."

Co do samego, nowego wydania, wiele osób narzekało na zmianę tłumaczenia i o ile, dla osób które zdążyły się już z tą serią zapoznać, faktycznie może był to problem, tak dla mnie, czytającej to po raz pierwszy nie miało to żadnego znaczenia. Jeśli wy jeszcze nie zapoznaliście się z Trylogią Griszy, a macie na to ochotę, nie powinniście mieć problemu z czytaniem nowego wydania, choć całkowicie rozumiem osoby, które zapoznały się z pierwotnym tłumaczeniem (które być może było lepsze, ale nie mnie to oceniać) i mogą mieć problem z aktualnym 

"To wielki zaszczyt, uratować życie. Ty uratowałaś ich wiele."

Jeśli miałabym podsumować moje odczucia po lekturze "Cienia i kości", to powiedziałabym, że było to po prostu olbrzymie rozczarowanie i gdyby nie fakt, że jestem już po lekturze "Szóstki wron", ta książka zniechęciłaby mnie do całokształtu twórczości Leigh Bardugo. Właśnie dlatego bardzo cieszy mnie fakt, że miałam okazję przeczytać Wrony wcześniej, jako że w dalszym ciągu pozostają jedną z moich ulubionych pozycji i naprawdę bym żałowała, gdybym ich nie przeczytała. Nie mogę polecić wam "Cienia i kości" ponieważ całkowicie mnie od siebie odrzucił, ale jeśli byście się jednak zdecydowali na lekturę i "Trylogia Griszy" nie przypadłaby wam do gustu, chciałabym tylko, żebyście nie skreślali całkowicie autorki i dali szansę jej innym książkom, choćby "Szóstce wron", która jest naprawdę genialną pozycją i całkowicie mnie kupiła.

Autor: Leigh Bardugo
Wydawnictwo: Mag
Ilość stron: 384
Ocena: 3/10

Komentarze

Popularne posty