54. Przebudzenie. Córka wiatru
Hej, hej, kochani! Dzisiaj przychodzę do was z raczej długą opinią jak się zaraz przekonacie, ale jeśli chcę powiedzieć o tej książce wszystko, sądzę że ta długość jest tu jak najbardziej uzasadniona, bowiem opowiem wam dzisiaj o książce "Przebudzenie. Córka wiatru", zarówno pierwszej, jak i drugiej części, które trafiły w moje ręce w ramach organizowanego przez autorkę Book Touru.
America to półczarownica żyjąca wśród ludzi, którzy nie mają pojęcia o istnieniu magii, dlatego każde jej użycie karane jest zesłaniem do magicznego wymiaru, gdzie nastolatkowie trafiają do szkoły dla Nersai i Careai mającej resocjalizować młodzież. Po użyciu magii, jedzie do ukrytego wymiaru, choć nie ma ku temu najmniejszych chęci, a tam zaczyna życie, o jakim nigdy dotąd nawet nie myślała. Poznaje innych czarodziejów i po raz pierwszy spotyka wampiry, starając się przełamać przed nimi swój własny strach i odnaleźć w nowej sytuacji. A kiedy wszystko w końcu zaczyna się układać wokół Americi zaczynają dziać się dziwne rzeczy, których finał, może się skończyć tragicznie.
Przyznam się wam szczerze, że trudno mi się zabrać do tej recenzji, ponieważ naprawdę trudno mi stwierdzić od czego powinnam zacząć. Oczywiście, jak zawsze wszyscy powtarzają, najlepiej byłoby od początku, więc może tak właśnie spróbuję do tego podejść. Na samym wstępie powinnam zaznaczyć, że znam autorkę i obserwuję ją już od dłuższego czasu na instagramie i pałam do niej dużą dozą sympatii i szacunku. Podziwiam ją również, że w tak młodym wieku była w stanie zrealizować marzenie o napisaniu i wydaniu książki, w dodatku tak obszernej. Zawsze podziwiam polskich autorów, których sukcesy mi imponują, nawet jeśli ich książki nie zawsze są czymś, co mnie osobiście odpowiada. Sama marzę o podobnym sukcesie i dzielę ich marzenie, dlatego podziwiam ich tym bardziej i w tym przypadku nie jest inaczej. Zawsze podchodzę do książek polskich autorów z otwartą głową i dużą dozą nadziei, choć równie często jak pozytywnie się zaskakuję, spotykają mnie również rozczarowania i "Przebudzenie. Córka wiatru" okazało się niestety takim właśnie przypadkiem.
Wobec "Przebudzenia" mam naprawdę sporą ilość zarzutów i choć część z nich da się bez problemu wyjaśnić i zrozumieć, wciąż pozostają zarzutami. Przede wszystkim, tym co w największym stopniu utrudniało mi lekturę, była nadmierna ekspozycja. I nie zrozumcie mnie źle, sama jestem naprawdę ogromną fanką rozbudowanej, solidnej ekspozycji, jednak jej ilość w "Przebudzeniu" mnie przytłoczyła. Doszło wręcz do tego, że były momenty, kiedy zwyczajnie przewracałam po kilka stron tylko omiatając je wzrokiem bo były w całości poświęcone opisom i to takim, które nie wnosiły zbyt wiele do treści fabuły. Moim zdaniem można było ze spokojem zmniejszyć ilość opisów i nie zaszkodziłoby to pozycji, a wręcz przeciwnie, mogłoby jej to wyjść bardzo na plus.Miałam również problem z samą kreacją bohaterów, którzy wypadali w moich oczach całkowicie nijako i do niemal żadnej z naprawdę dużej gamy postaci nie byłam w stanie się przywiązać, poczynając od postaci głównej bohaterki. Denerwowała mnie niekonsekwencja jej działań i fakt, że często zachowywała się jakby była wszechwiedząca, choć wcale nie była. Często zachowywała się również niesamowicie naiwnie i przejawiała taką gamę skrajnych emocji, zmieniających się w tak nienaturalny sposób i w szybkim czasie, że sądzę iż nietrudno zrozumieć czemu tak niesamowicie mnie irytowała swoim zachowaniem i wydawała się być mało realistyczna.
Nietrudno jest się więc domyślić, że skoro nie porwali mnie bohaterowie, to nie udało się to również wątkowi romantycznemu, który naprawdę nie wzbudził we mnie najmniejszych emocji i był dokładnie taki sam jak bohaterowie, czyli nijaki. Choć muszę zwrócić honor, nie wszyscy bohaterowie tacy byli. Pojawiły się dwie postaci, Vincent i Will, którzy byli naprawdę genialnie wykreowanymi bohaterami, niestety było ich w przeciągu całej historii niewiele i to wciąż wyłącznie dwójka spośród kilkunastu bohaterów i choć czytałam o nich z przyjemnością, nie byli w stanie poprawić mojej opinii o całej reszcie.
Sytuacji nie poprawiała również akcja, której praktycznie, nie oszukujmy się, nie było i wiele sytuacji w całej książce pojawiało się tak naprawdę bez większej potrzebny sztucznie wydłużając cała opowieść. I ponownie, również i w tym przypadku możnaby moim zdaniem spokojnie usunąć z książki niektóre sceny, ponieważ niczego nie wnosiły. Po przeczytaniu 2 części zaczęłam się zastanawiać, po co była w rzeczywistości potrzebna część 1, ponieważ naprawdę w niej istotne były może ze 4 momenty, a pozostałe możnaby ze spokojnym umieniem znacznie okroić. Mam wrażenie, że to właśnie przez to, jak i ekspozycję cała książka jest tak bardzo obszerna, w dodatku niepotrzebnie, ponieważ zamiast ciekawić, w większości mnie nużyła i wnętrze powieści jest całkowicie nie adekwatne do jej grubości.
W dodatku wiele motywów pozostawało boleśnie wręcz oczywistych i przewidywalnych, choć mimo wszystko, zdarzyło mi się kilkukrotnie zostać zaskoczoną. Co do owej przewidywalności, można to akurat łatwo uzasadnić, jako że książka ta powstawała kila lat wcześniej, kiedy wiele motywów wykorzystanych przez autorkę, nie było już tak znanych i nie wydawały się tak schematyczne i znane jak na chwilę obecną. Nadal jednak uważam, że fakt iż podtytuł książki brzmi "Córka wiatru" jest potwornym strzałem w kolano i jednym wielkim spoilerem, przez który czytelnik naprawdę musiałby być niezorientowany, żeby nie połączyć go z tokiem akcji, co pozbawia go już zupełnie zaskoczenia.A teraz przejdźmy do aspektu powieści, który zraził mnie najbardziej, czyli punktu kulminacyjnego całej akcji, której nie dość że było na kartach niewiele, to w dodatku najlepszy i najbardziej emocjonujący moment został całkowicie przegadany! Finał zaczął się z naprawdę sporym przytupem i ogromnym zaskoczeniem, które sprawiło, że z ekscytacją zagłębiłam się w akcję, która w końcu nabrała tempa, jednak cały zapał całkiem szybko prysnął, gdy moment kulminacyjny, zamiast kilkunastu, bądź nawet kilkudziesięciu stron, rozciągnął się na ponad 100 i o ile rozumiem, że wiele spraw trzeba było w tamtym momencie wyjaśnić, uważam, że można było to zrobić lepiej, choćby skracając potrzebne wyjaśnienia do absolutnego minimum i dodając do całości więcej akcji, tak żeby tempo się nie wytraciło, jak miało to miejsce, przez co finał zamiast mnie ekscytować, niepotrzebnie mi się dłużył i straciłam nim szybko zainteresowanie.
Na samym końcu chciałabym wspomnieć jeszcze o języku autorki. Osobiście naprawdę polubiłam jej sposób opisywania miejsc i ludzi, jednak niekiedy, szczególnie w tych kluczowych momentach w moim odczuciu w sposób zbyt dosadny opisywała niektóre przeżycia i wydarzenia, co nie pozostawiało wiele wyobraźni i niekiedy miałam problem z połapaniem się w dialogach, które zdarzało się, były dość nienaturalne i konfundujące. Były to pojedyncze przypadki, ale jednak się zdarzały, czemu nie mogę zaprzeczyć. Jednak przez większość czasu, jeśli chodzi o stylistykę, książkę czytało mi się naprawdę dobrze, lekko i całkiem przyjemnie. Zgrzyt pojawił się tylko raz. Kiedy autorka pisząc przez cały czas z perspektywy Americi, nagle przeszła na perspektywę 3-osobową i choć rozumiem jej pobudki i takie działanie było jak najbardziej uzasadnione, mnie osobiście nie przypadło do gustu, choć pogląd na to jest już kwestią osobistą. Zresztą nie tylko to, bowiem to co mnie nie przypadło do gustu, wam może się spodobać.
Podsumowując "Przebudzenie. Córka wiatru" nie sprostało zupełnie moim oczekiwaniom i niestety okazało się dużym rozczarowaniem pod właściwie każdym względem i osobiście nie będę wam tej pozycji polecać. Zastanawiam się, czy będę sięgać po drugi tom serii kiedy wyjdzie, ale choć z jednej strony jestem ciekawa jak bardzo autorka rozwinęła się na przestrzeni tych kilku lat, mam wiele książek które interesują mnie dużo bardziej od kontynuacji "Przebudzenia" i raczej się tego jednak nie podejmę.
Komentarze
Prześlij komentarz