43. Pod taflą

"Pod taflą" trafiło w moje ręce przedpremierowo dzięki uprzejmości wydawnictwa We need ya, jednak jako że pozycja ta dotarła do mnie dosłownie dzień przed wyjazdem nad morze, moja opinia o tej książce pojawia się już jakiś czas po jej premierze.

"Nigdy nie przywiązuj większej wagi do urody. Uroda przemija, zatem trudno na niej budować lojalność. Matka powtarzała, że znacznie rozsądniej jest inwestować w inteligencję. Gdybym doczekała się córki, przekazałabym jej tą samą lekcję. Wychowałabym ją na silną kobietę. Kobieta musi być silna, żeby przeżyć."

Z pewnością każdy zna doskonale historię małej syrenki, marzącej  o wyjściu na ląd, by móc związać się z ukochanym księciem. Mniejsza część z was, zna zapewne również oryginalną opowieść, której zakończenie, znacząco odbiega od disneyowskiej wersji. A teraz wyobraźcie sobie świat, w którym kobiety nie mają prawa decydować o sobie i muszą w każdej kwestii pozostwać posłuszne mężczyznom. W takim świecie, ktoś musi się w końcu zbuntować i tym kimś jest główna bohaterka, syrena o imieniu Gaia, córka króla mórz. A choć uważała, że wyjście na ląd było jedynym słusznym wyjściem, nie wykluczone, że przysporzy jej jeszcze więcej cierpienia niż życie w ucisku pod wodą. Pozostaje tylko pytanie, czy miłość do nieznanego chłopaka była tego warta?

"Zawsze to kobiety są wszystkiemu winne, zauważyłaś? Zony moją opinię zrzędliwych bab. Kochanka to suka, która zdradziła swoje siostry. A mężczyźni prześlizgują się przez życie wolni od winy."

Jak już wspomniałam we wstępie "Pod tafla" wpadło w moje ręce, kiedy jechałem nad morze, a wiedząc o czym ma być ta pozycja wprost nie mogłam się oprzeć by nie zabrać jej ze sobą. Takim oto sposobem spędziłam podróż i poranek nad wodą na lekturze tej książki. Tym co zachwyciło mnie w pierwszej chwili, była przepiękna, niesamowicie klimatyczna i barwna okładka od której wprost nie można oderwać oczu i która przyciąga i hipnotyzuje swoim wyglądem. Jednak ku mojemu ogromnemu rozczarowaniu, wnętrze nie okazało się być równie piękne.

"Powoli zaczynam sobie uświadamiać, że ilekroć nazywamy jakąś kobietę wariatką, powinniśmy przyjrzeć się bacznie mężczyźnie u jej boku i zastanowić się, co takiego zrobił, że sprowadził na nią szaleństwo."

Ale może zacznijmy od pozytywów, czyli w pierwszej kolejności od stylu autorki. Louise O'Neill pisze z prawdziwą lekkością, która sprawia, że po rozpoczęciu lektury trudno jest się od niej oderwać. Kolejne strony przelatywały mi przez palce tak szybko, że nawet nie byłam w stanie zorientować się, kiedy skończyłam lekturę tej książki. No dobrze. Prawie. Ponieważ w pewnym momencie fabuła zaczęła powoli spowalniać moje tempo czytania. Czemu? Ponieważ pomimo powiewu świeżości, jaki daje nam ta opowieść, w dalszym ciągu pozostaje tylko rewritem "Małej syrenki" i choć dobrze napisanym, nie wyróżnia się moim zdaniem zbytnio na rynku książkowym.

"Wytrenowano nas, byśmy były miłe, pożądały męskiej uwagi, dostrzegały w ich zachwyconych spojrzeniach potwierdzenia własnej wartości. Czy zatem mamy prawo narzekać, jeśli uwaga, jaką obdarza nas mężczyzna, nie odpowiada naszym gustom?"

Oczywiście wiele osób głośno mówiło o tym jaka to ta powieść nie jest feministyczna, jednak prawdę powiedziawszy, poczułam to dopiero na ostatnich 30 stronach powieści i najzwyczajniej w świecie, nie wywarło to w związku z tym na mnie większego wrażenia. Oczywiście bardzo szanuję sposób w jaki autorka przedstawiła uległość do jakiej mężczyźni zmuszali kobiety, tak, że stawało się to dla nich czymś zupełnie naturalnym, czemu nie potrafiły się oprzeć. Jednocześnie jednak w tym wszystkim brakowało mi prawdziwego buntu, wobec ustalonych przez społeczeństwo norm, które ograniczały kobiety. Na pierwszy rzut oka, można by pomyśleć, że taką osobą powinna być główna bohaterka, która jednak mimo chęci buntu, przez cały czas wydawała mi się najzwyczajniej w świecie ślepa na ograniczenia jakie stawiają jej mężczyźni i świat w którym zmuszona była funkcjonować. Choć nie, myślę że to jednak jest spore niedopowiedzenie. Nie tyle co była ślepa, co zauważając jakie ma ograniczenia i mając świadomość ich istnienia, nie działała. Przez większość książki bohaterka mówiła że chciałaby coś zmienić, jednak nie robiła niczego by to osiągnąć. I chyba to najbardziej mnie ubodło, ponieważ w wyniku takich poczynań w moich oczach straciła nie tylko główna bohaterka, ale również i cała fabuła. Dostałam same słowa w miejscu, gdzie spodziewałam się czynów.

"Żyję w ciemności, gdyż tutaj mogę być prawdziwą sobą. A nie ma nic ważniejszego dla kobiety niż bycie sobą."

Mogłabym oczywiście rozwodzić się jeszcze nad absurdem uczucia, którym Gaia obdarzyła swojego wybranka, jednak wszyscy wiemy, że dokładnie takie samo zjawisko miało miejsce się w bajce, więc pominę je milczeniem i przejdę może do przedstawienia kilku pozytywów, żebyście nie mieli do mnie pretensji, że skupiam się jedynie na negatywach. Przede wszystkim zwróciłam uwagę na fakt, że autorka nie bała się poruszyć motywu LGBT nawet jeśli pojawił się on w zaledwie niewielkim aspekcie i nie wysuwał się szczególnie na pierwszy plan, wciąż jednak pozostawał na skraju świadomości czytelnika nie pozwalając o sobie zapomnieć. Wielkim plusem jest również świat, który choć powstał na wcześniej wzniesionych podwalinach, został fenomenalnie rozbudowany i przedstawiony w bardzo ciekawy sposób. Jednak przede wszystkim na uwagę zasługuje postać Morskiej wiedźmy, która była w moim odczuciu jedyną postacią nie pozbawioną charakteru, w związku z czym, z miejsca zapałałam do niej sympatią. Jest to postać, która nie tylko mówi, ale również działa w przeciwieństwie do pozostałych bohaterów, którzy sprawiają wrażenie obojętnych. Wszystkie kobiety chcą walczyć, jednak żadna nie ma na tego odwagi. Zadna poza Morską wiedźmą, która dzięki temu stała się dla mnie najlepszym elementem tej powieści i właśnie z jej powodu, nie żałuję, że ją przeczytałam.

"Jesteśmy więcej warte. Więcej warte od naszych ślicznych buziek."

Prawda jest taka, że o tej książce mogłabym powiedzieć dużo więcej, ale z doświadczenia wiem, że takie długie teksty zniechęcają do lektury. "Pod taflą" mimo przecudownej okładki i kilku znaczących zalet, posiada niestety również sporą gamę wad, które mogą odebrać wam przyjemność z jej lektury. Prawda jest jednak taka, że mimo iż mnie książka nie przypadła do gustu, może się okazać, że któreś z was z przyjemnością zagłębi się w jej magicznym świecie, dlatego proponuję wam zapoznać się z tą pozycją i wyrobić sobie na jej temat własne zdanie.

Autor: Louise O'Neill
Wydawnictwo: We need ya
Ilość stron: 340
Ocena: 5/10

Komentarze