30. Zieleń szmaragdu

Z dość dużym opóźnieniem, ale w końcu nadrabiam braki i przedstawiam wam recenzję "Zieleni szmaragdu", czyli 3 i ostatniej już części "Trylogii czasu" autorstwa Kerstin Gier, ale lepiej późno niż wcale jak to mówią, więc skoro tak, mam nadzieję, że będziecie zadowoleni, szczególnie, że finał tej serii to istny majstersztyk!

Nadszedł czas na ostateczną rozgrywkę. Gwendolyn ze złamanym sercem musi stawić czoła prześladującym ją niebezpieczeństwom, mimo tego, że w tej chwili marzy wyłącznie o tym, by zamknąć się w swoim pokoju i odciąć od całego świata. Zycie jednak nie wybiera, a Gwen musi wziąć się w garść i i stawić czoła odkrytym tajemnicom, sieci intryg i Gideonowi, który nie potrafi wyobrazić sobie życia bez Gwen.

Spośród wszystkich trzech tomów "Trylogii czasu", ten czytałam zdecydowanie najdłużej, obawiając się chwili, w której przeczytam ostatnią stronę i zamknę książkę, zmuszona rozstać się ze światem wykreowanym przez Kerstin Gier i z bohaterami, których pokochałam całym sercem. Kiedy jednak akcja całkowicie mnie pochłonęła, nie mogłam oderwać się od tej książki i przeczytałam ją niemal jednym tchem, a wszystko dlatego, że ten tom pod każdym możliwym względem przebił poprzednie! "Zieleń szmaragdu" pełna jest wartkiej akcji i tysiąca tajemnic, które nareszcie wychodzą na światło dzienne. W ferworze wydarzeń człowiek zapomina, że akcja dzieląca pierwszy i ostatni tom trwa zaledwie dwa tygodnie, nie dając czytelnikowi nawet chwili na oddech, powodując, że zanurza się całkowicie w świecie wykreowanym przez autorkę i nie pozwala się z niego wynurzyć.

Ta pozycja to kwintesencja Gier, która zapewnia czytelnikowi fantastyczną zabawę i masę emocji, nie pozwalając nudzić się nawet przez sekundę i sprawiając, że człowiek marzy o tym, by przeżywać wszystkie wydarzenia razem z bohaterami, których z tomu na tom, kocha się coraz bardziej, bądź też nienawidzi, zależnie od postaci. Uwielbiam sposób w jaki Gier prowadzi dialogi między bohaterami i jak bardzo lekki jest język, którym się posługuje, dzięki czemu przez książę się po prostu niemal dosłownie przepływa. Również relacja między Gwendolyn i Gideonem wchodzi już na zupełnie inny poziom i mimo walki z przeciwnościami losu, bohaterowie znajdują w sobie siłę, by walczyć o siebie nawzajem, niejednokrotnie sprawiając, że moje serce zabiło szybciej, gdyż są po prostu cudowni i przeuroczy, pod każdym możliwym względem.

Nie można oczywiście zapomnieć o podróżach w czasie, które są uwieńczeniem tej powieści. To jak doskonale autorka rozwiązała wszystkie dotychczasowe niejasności czasowe, jak wykorzystała wszystkie niewiadome i niezwiązane tajemnice związane z podróżami w czasie, to moim zdaniem czysty majstersztyk! Ta lekkość stylu połączona z doskonale poprowadzoną akcją, stworzyły z tej serii książkę, która po prostu moim zdaniem nie ma prawa się nie podobać, choć niektórzy mogą nie zgodzić się z moją opinią. Jednak moim zdaniem, Kerstin Gier z pewnością jest i pozostanie na długi czas, jedną z najlepszych autorek, jakie miałam okazję czytać.

"Zieleń rubinu", to doskonałe zakończenie równie doskonałej trylogii, która na długo pozostanie w mojej pamięci i będzie wywoływała uśmiech na mojej twarzy, w gorsze dni. Jeżeli do tej pory nie mieliście do czynienia z "Trylogią czasu", ani z żadną inną powieścią autorstwa Gier, nadróbcie to, a uwierzcie mi, nie pożałujecie.

Autor: Kerstin Gier
Wydawnictwo: Wydawnictwo Egmont
Ilość stron: 450
Ocena: 10/10

Komentarze