46. Almanach zaklinacza
Jakiś czas temu w moje ręce trafiła najnowsza książka autorstwa Tarana Matharu osadzona w uniwersum "Summonera". Nie jest to pierwsza pozycja tego autora, którą trzymam w swoich rękach, jednak utknęłam chwilowo na lekturze "Rebelii" w związku z czym jest to pierwsza książka jego autorstwa, którą skończyłam. I przyznam szczerze, że teraz aż mnie świerzbią ręce, by powrócić do lektury "Rebelii" i skończyć ją za jednym zamachem!
"Almanach zaklinacza" to nie jest typowa książka, a raczej dodatek do całego cyklu. Zawiera notatki z dziennika Jamesa Bakera, który stanowił inspirację i źródło wiedzy dla Fletchera, głównego bohatera serii "Summoner", jak również opisy i rysunki wielu stworzeń przewijających się na kartach tej serii.
Jak już wspomniałam, książka składa się z dwóch części i w pierwszej kolejności skupię się na dzienniku, który niestety odrobinę mnie znudził. Co prawda, znalazły się tam historie, które czytałam z prawdziwą przyjemnością i których nie chciałam kończyć, szczególnie kiedy James Baker trafił na znanych z serii bohaterów, jednak było takich momentów niewiele i przez sporą część czasu, męczyłam się przy lekturze.
Zdecydowanym plusem, jest fakt, iż książka sama w sobie jest dość cienka, a dziennik z zapiskami, zajmuje zaledwie jej połowę, więc lektura nie zajmowała zbyt wiele czasu, jednak fakt, że w przeciągu nieco ponad 100 stron zdążyłam znudzić się opowieścią, z pewnością nie działa na plus. Zaletą może być za to bliższe poznanie świata wykreowanego w "Summonerze", choć podejrzewam, że jeśli ktoś zaznajomił się z całą serią, nie odkryje tu nic nowego.
Teraz przyszła pora, na przedstawienie drugiej części "Almanachu zaklinacza", którym jest nic innego, jak Kompendium wiedzy o potworach i zaklęciach, które zrobiło na mnie niesamowite wrażenie! Przede wszystkim w oczy rzucają się przepiękne rysunki różnego rodzaju potworów, razem z dopiskami dzięki którym możemy poznać poziom stworzenia, jego umiejętności oraz różne przydatne informacje. Całość została stworzona w taki sposób, że nie sposób odwrócić oczu i pozostaje jedynie podziwianie szczegółowych podobizn. Jest to niewątpliwie najlepszy aspekt całej książki, dzięki któremu, całość zdecydowanie zyskuje na wartości.
Nie chcę nawet myśleć ile czasu musiało autorowi zająć przygotowanie całości, bo choć nie przepadam za dziennikiem, nie mogę zaprzeczyć, że został on stworzony niezwykle starannie z myślą o wszystkich szczegółach. Trudno odnieść mi się do całej serii "Summonera", przy opowiadaniu o "Almanachu zaklinacza", jako że nie miałam okazji jej czytać, przyznaję jednak, że coś musiało w tej historii być, jako że zaraz po lekturze poczułam ogromną potrzebę, by sięgnąć po oryginalną serię i zapoznać się z jej treścią. Myślę, że to dobrze świadczy o tej książeczce, w końcu rolą dodatku powinno być uzupełnienie informacji o świecie znanym z serii powieści, oraz zachęcenie czytelnika, który nigdy owej serii nie czytał, do zapoznania się z nią. Jak już wspomniałam, a propos pierwszego tematu raczej trudno mi się wypowiedzieć, jednak nie mogę zaprzeczyć, że w przypadku drugiego, dodatek doskonale wykonał swoją robotę.
Zanim przejdę do podsumowania, muszę wspomnieć o jeszcze jednym aspekcie tej książki, którym jest przepiękne, wyjątkowe wydanie w twardej oprawie, ze specjalnym papierem, którego dotychczas jak mi się wydaje nie spotkałam w innych książkach i oczywiście ilustracje, które dodały tej pozycji wiele wartości i choć nie jest to pozycja, bez której moja biblioteczka by się nie obeszła, z pewnością stanowi jej przyjemny dla oka dodatek.
Podsumowując "Almanach zaklinacza", to z pewnością udany dodatek do serii, pięknie wydany i wyglądający przepięknie na biblioteczce, koło pozostałych książek tego autora. Jest to z pewnością nie lada gratka dla wszystkich fanów twórczości Tarana Matharu, a osoby niezaznajomione z jego pozycjami, powinny się przekonać do jego twórczości. W moim mniemaniu nie jest to jednak pozycja obowiązkowa, a jedynie ciekawostka, po którą możecie sięgnąć, kiedy nie macie nic do czytania, ponieważ, poza pięknymi ilustracjami, historia ne jest na tyle zajmująca, by przyciągnąć was na dłużej, a nawet jeśli, pozostaje za krótka, by naprawdę można było poczuć wykreowany przez autora świat.
Mi ten dodatek bardzo się podobał. Pozwolił uporządkować sobie wiedzę o świecie, dostarczył paru easter-eggów, a do tego był pięknie wykonany! Zachwycały mnie te grafiki :) Dla mnie to była wartościowa książeczka, choć do przeczytania tylko raz.
OdpowiedzUsuń