51. Księga wyzwań Dasha i Lily

"Księga wyzwań Dasha i Lily" prześladowała mnie już od dobrych kilku lat, a mimo tego, w dalszym ciągu nie mogłam jej znaleźć w żadnej księgarni czy antykwariacie. W końcu jednak przewrotny los ulitował się nade mną i w końcu w moje ręce wpadła ta oto pozycja, której lektury wyczekiwałam latami. I jak to w takich sytuacjach bywa, miałam bardzo wysokie oczekiwania i naprawdę nie było potrzeba wiele, żeby mnie rozczarować. Czy zatem faktycznie właśnie tak się stało, czy może jednak zakochałam się od pierwszych stron?

"Ludzie, którzy są dla nas ważni, pozostawiają w nas ślady. Niektórzy zostają z nami na dłużej, inni przychodzą i odchodzą, ale tych śladów nie da się zatrzeć - i dobrze. To dzięki nim dojrzewamy, dochodzimy do pełni społeczeństwa. Nie można być wobec tego obojętnym."

Lily to rozmarzona, wycofana i zakochana w świętach nastolatka. Dash wydaje się być jej całkowitym przeciwieństwem. Ciekawski, ironiczny i lekko cyniczny chłopak, nie znosi świąt bożego narodzenia. Prawdopodobnie nigdy by sie nie spotkali, gdyby nie pewien tajemniczy czerwony notes wypełniony zadaniami, zostawiony przez Lily w jej ulubionej księgarni na jednej z półek. Kiedy Dash zagląda do środka i postanawia podjąć wyzwanie rzucone mu przez dziewczynę, wszystko zaczyna się zmieniać, a święta już nigdy nie będą takie same jak wcześniej.

"Nie ma nic słuszniejszego i szlachetniejszego nad prawo równowagi, które sprawia, że o ile choroby i smutki udzielają się innym, to również radość i śmiech są zaraźliwe."

Kiedy ta pozycja wpadła w końcu w moje ręce zaczął się grudzień, czyli idealny czas na rozpoczęcie lektury "Księgi wyzwań Dasha i Lily", jednak przez natłok nauki na studia i przygotowań świątecznych, cały proces znacznie się wydłużył i skończyłam ją czytać już w nowym roku. Przyznam się wam jednak z całkowitą szczerością, że w ten właśnie sposób czytało mi się ją doskonale. Nieco rozwlekłam lekturę w czasie, jednak dzięki temu, poczułam się idealnie nastrojona zarówno przed świętami, jak i po ich zakończeniu. Jak zdążyłam już wspomnieć, naprawdę nie było potrzeba wiele, żeby mnie rozczarować, ale nic takiego mi nie groziło.


"I to jest dla mnie najbardziej frustrujące. Nie brak wiary, ale wiara w nieodpowiednie rzeczy. Chcesz zrozumieć świat? Świat sam wszystko tłumaczy-to my źle odczytujemy jego słowa."

Już na samym początku, do książki przyciągnął mnie pomysł, że bohaterowie poznają się przez książkę, za pomocą której wymieniają się myślami, marzeniami i spostrzeżeniami, wykonując jednocześnie powierzone im przez siebie nawzajem zadania, odwiedzając nowe miejsca, w których nigdy by się nie pojawili, gdyby nie rozpoczęte wyzwanie. Całości dodaje smaczku fakt, że bohaterowie nie mają pojęcia jak wyglądają. mogliby minąć się na ulicy, a i tak nie zorientowaliby się, że to ta druga osoba. Jest to niesamowicie zabawny motyw, szczególnie kiedy znajomi i rodzina głównych bohaterów, poznają tą drugą osobę, ale oni sami, wciąż pozostają dla siebie niewidzialni.

"No bo wiesz, może miłość nie jest taka zero-jedynkowa. Kocha - nie kocha? To nie tak działa. Przecież są różne... poziomy miłości. A te wszystkie rzeczy, o których mówisz, słowa, oczekiwania i tak dalej, nie muszą wcale tej miłości przesłaniać. Może razem tworzą mapę, w której jest miejsce dla wszystkich elementów. Kiedy spojrzeć na nią z góry - rany, to dopiero jest efekt!"

Jednak jak powszechnie wiadomo, dobry pomysł, to zaledwie niewielka część sukcesu książki. Pozostałe to jego realizacja i kreacja bohaterów. Jak pod tym względem sprawdziły się autorki? Moim zdaniem doskonale. Przez książkę się po prostu przepływa! Szybko i lekko, pozwalając czytelnikowi zapomnieć na chwilę o szarej codzienności i zanurzyć się w atmosferze Nowego Jorku w okresie świątecznym. A klimat świąteczny jest tu naprawdę niesamowity, opatrzoną tak ogromną ilością wigilijnej magii, że czytelnik, natychmiast sam nastraja się na nadchodzące święta, z niecierpliwością wyczekując ostatniego dnia.

"Myślisz, że bajki są tylko dla dziewczyn? Podpowiem ci coś - sprawdź, kto je pisze. Zapewniam cię, że wszyscy popularni autorzy to mężczyźni. To wszystko męska fantazja - że wystarczy jeden taniec, by rozpoznać miłość na całe życie. Wystarczy piosenka, którą śpiewa z wysokiej wieży, wystarczy wyraz jej pogrążonej w wiecznym śnie twarzy. Wystarczy, by odkryć, że właśnie ta i żadna inna to dziewczyna z twoich snów. Owszem, marzę o księciu na białym koniu, ale ty też szukasz swojej księżniczki. I za każdym razem, kiedy spotkasz potencjalną kandydatkę, chciałbyś jak najszybciej wiedzieć, czy to ta."

Ale tym, co najbardziej cenię w tej książce są bohaterowie. I to nie tylko ci pierwszoplanowi, choć owszem, to oni przyciągają najwięcej uwagi. Lily jest cudowną dziewczyną, jednocześnie silną, ale i marzycielską, pełną ideałów, których nie zamierza porzucać. To postać, która zrobi wszystko dla swoich bliskich, ale jednocześnie, pozostaje bardzo samotna, nie potrafiąc dostrzec własnej wartości. Z drugiej strony mamy Dasha, którego również pokochałam całym sercem, choć już dawno nie spotkałam w żadnej książce tak pesymistycznej i pozbawionej nadziei osoby. Ale mimo wszystko tkwi w nim wiele marzeń, nawet jeśli nie zawsze zdaje sobie z nich sprawę i wiele uczuć, które skrywa pod maską obojętności. Razem tworzą po prostu niepowtarzalny, przesympatyczny, inteligentny duet. Bo nie można zaprzeczyć, że oboje są niesamowicie inteligentni a jednocześnie wrażliwi. A ich korelacja, jest niczym ciepły plaster miodu na moje zziębnięte serce.

"Ja nie jestem niebezpieczny. Tylko opowieści mogą być groźne. Fikcja, którą tworzymy w swojej głowie - szczególnie gdy zmienia się w oczekiwania."


"Księga wyzwań Dasha i Lily" to jedyna i niepowtarzalna pozycja, pełna ciepła i miłości, a jednocześnie, również bardzo mądra, dająca czytelnikowi poczucie, że życie nie zawsze musi być idealne żeby było dobre. Dzięki bohaterom sami możemy na powrót przypomnieć sobie, jak wygląda miłość do gwiazdki i na nowo poczuć całą gamę emocji, relaksując sie jednocześnie przy choince w czasie przygotowań świątecznych lub w trakcie Bożego narodzenia. Dzięki tej pozycji na nowo poczujecie święta i będziecie w stanie cieszyć się nimi jeszcze bardziej, niż dotychczas.

"Próbowałem pisać historię swojego życia. Zrozumiałem w końcu, że fabuła nie jest taka ważna. Najważniejsi są bohaterowie."

Autor: David Levithan, Rachel Cohn
Wydawnictwo: Bukowy Las
Ilość stron: 312
Ocena: 9/10


Komentarze

  1. Pamiętam jak czytałam tę książkę też w czasie przedświątecznym, 4 lata temu i mimo iż fabuła zatarła mi się już w pamięci to jednak bardzo miłe wspominam czytanie tej książki i aż mi się ciepłej na serduszku robi kiedy ją widzę. ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz